Wspomnienia myśliwych

Przygoda w Alpach

czyli

dlaczego nie strzeliłem świstaka.

1.Propozycja i wyjazd

Otrzymałem nęcącą propozycję przeżycia wspaniałej przygody łowieckiej. Wyjazd w Alpy austriackie i polowanie na świstaki.

Nieświadom panujących tam warunków z ochotą przyjąłem propozycję i wpłaciłem zaliczkę.

Dotychczas nie byłem w najwyższych górach Europy, chciałem więc na starość przeżyć coś niezwykłego.

Proszę mi wierzyć. Była to dla mnie wielce ryzykowna i brzemienna w skutkach wyprawa. Ale od początku.

Wyjeżdżamy w nocy 28.08.2011 r. z Opola i po drodze zabieramy kolejnych uczestników wyprawy. Cieszy mnie fakt, że oprócz mnie jadą też A. Grychowski i M. Czerner, wspaniali koledzy i jak się później okazało myśliwi-alpiniści. Oprócz naszej trójki jest też czterech kolegów z innych kół łowieckich oraz organizatorzy Kol. Kol Z. Sadowski i P. Pawłowski. Przy okazji dowiaduję się, że jestem najstarszym uczestnikiem ?wycieczki?. Kolejny ?starzec? jest ode mnie o 10 lat młodszy. To daje dużo do myślenia. Narazie humory dopisują i po 12 godzinach jazdy docieramy do Innsbrucka. Tam czeka nasz przewodnik i natychmiast ruszamy w góry. 30 kilometrów dalej droga się kończy i zaczyna się prawdziwa przygoda ? dla mnie katorga.

2.Wspinaczka

Piękną kotlinę przecina szumiący strumień wypływający z lodowca na szczytach otaczających kotlinę pięknych, ale surowych gór. Okazuje się, że schronisko do którego trzeba dotrzeć jest właśnie na jednym ze szczytów. Bagatela na wysokości 2324 m. A my jesteśmy na 1300 m, 1000 m pionowo w górę. Jest kolejka linowa, ale wyłącznie do przewozu towarów. Dobre i to. My przebieramy się w górski ekwipunek i ruszamy w drogę. Oficjalny czas to 4 godziny wspinaczki. Ale nie dla faceta po 60-tce i wagi ciężkiej. Około 20 km trawersowania ścieżynką o szerokości ok. 40 cm dokładnie usłanej odłamkami skalnymi i krowimi plackami. Już po pierwszych 100 metrach zdałem sobie sprawę ze zbyt pochopnej decyzji na tę wyprawę. Nie jestem w tym osamotniony. Paweł – nasz organizator i jednocześnie wspaniały kierowca też ma poważne obawy co do wejścia na szczyt. Mimo, iż jest sporo młodszy to jego waga jest również słuszna i raczej ciągnie w dół a nie pcha do góry. Młodzi i szczupli bez przerwy w dobrych humorach podtrzymują nas na duchu i uczciwie pomagają niosąc nasze plecaki czy też podając napoje energetyzujące /nie mylić z alkoholem/. Każdy krok okupiony jest bólem i litrami potu. Za to widoki i pogoda przepiękne. I tak po 6 godzinach jako jeden z ostatnich docieram do schroniska i nie mam siły nawet usiąść.

3. Schronisko

Schronisko na wysokości ponad 2300 m jest schludne i przyjazne turystom. Pokoje wieloosobowe, wyposażone w materace i koce. Są też poduszki. Łazienki jak na ?góry? ekskluzywne. Jest ciepła woda, natryski /płatne/ toalety. W sumie bardzo miło i przyjemnie. Kuchnia też niezła, ale do naszej się nie umywa.

Na tej wysokości nie może brakować śniegu. Leży pod ścianą i służy nam za lodówkę. W nocy wyraźnie odczuwamy brak tlenu. Wszyscy ciężko oddychają i dużo piją źródlanej wody. Tej nie brakuje. Właśnie nad nami leży lodowiec o którym wspomniałem na początku.

4. Odprawa i polowanie

Wczesnym rankiem we wtorek przybywa dwóch podprowadzających. Simon lat 77 i Hubert lat 37. Urodzeni Górale. Szczupli, sprawni niewiarygodnie i wiecznie uśmiechnięci. Szczególnie Simon . Mimo ?poważnego? wieku nie potrafi siedzieć w domu i jak się wyraził ?łazić po asfalcie?. Na odprawie dowiaduję się, że na polowanie trzeba iść jeszcze kilkaset metrów wyżej i kilka kilometrów dalej. O NIE. Tego mój organizm nie wytrzyma. Jeśli pójdę wyżej to na pewno nie zejdę o własnych siłach do samochodu zostawionego w dolinie. Podejmuję jedyną słuszną decyzję. Oddaję odstrzał kolegom a ja muszę odpocząć i zachować siły na zejście. Koledzy poszli w góry na cały dzień. Późnym popołudniem wracali myśliwi. Z różnym skutkiem. Pierwszy strzelił Marek i to on został królem polowania. Oczywiście to kosztuje. W pierwszym dniu strzelono 4 świstaki. Trzeba było to uczcić. Dobrze, że mieliśmy własne zapasy. Ceny w schronisku nie nadają się nawet do sprawozdania. Za to lament gospodyni tym większy, że nie kupowaliśmy u niej.

5. Zejście w dół

Jest środa rano. Musimy opuścić schronisko. Ale nie wszyscy mają świstaki. Podejmujemy decyzję. Kto nie strzelił idzie w góry i po drodze jest szansa na udane polowanie. My schodzimy w dół. Niestety schodzenie jest trudniejsze od wspinaczki. Bolą wszystkie mięśnie. Wypijamy litry wody. Na szczęście strumyków nie brakuje. Wreszcie po czterech godzinach, totalnie roztrzęsiony melduję się przy samochodzie gdzie młodsi koledzy zajęli się mną troskliwie.

Dlatego nie strzeliłem świstaka.

6. Fauna, flor i porządek

Zwierzęta spotkane w Alpach można zobaczyć w popularnej reklamie ?Milki?. Krowy są wszędzie. W dolinach, na stokach i wysoko w górach. Nawet na wysokości 3000 metrów. Każda ma na szyi dzwonek i proszę mi wierzyć ? większość ? śliwkowy odcień sierści. Szczególnie w promieniach słońca. Nikt ich nie pilnuje. Same o odpowiedniej porze schodzą do bacówek na dojenie. Owce. Również wszechobecne. Bardzo ciekawe umaszczenie. Od głowy do połowy biała, od połowy do ogona czarna. Kozy, takie jak u nas. Wesołe i towarzyskie. Zauważyłem też inny gatunek kóz. Wysoko w górach kozy domowe /z dzwonkiem/ wielkości zbliżone do naszych łań i rogi przynajmniej 50 cm. Brak było górskich ptaków oprócz jaskółek fruwających wysoko nad naszymi głowami. I wreszcie ŚWISTAKI. Słychać je wszędzie a zobaczyć niezwykle trudno. Żyją w rumowiskach skalnych i trudno je odróżnić od otoczenia. Jeszcze trudniej znaleźć po strzeleniu.

Na całej trasie nie spotkaliśmy najmniejszego papierka lub inne śmieci. Każdy dba o porządek. A u nas?

Na wysokościach rosną olbrzymie limby i malutkie szarotki. Wszystko pod ścisłą ochroną. I każdy to respektuje.

7. Ironia losu

Jesteśmy spakowani. Wyjeżdżamy z malowniczej kotliny. I nagle?? .Na stokach ? 20 m od samochodu wygrzewają się?? a jakże ŚWISTAKI!!!! I po co było iść 20 km pod górę? Ale wtedy nie miałbym o czym pisać.

8. Podsumowanie

Warto przeżyć taką przygodę. Trzeba jednak pamiętać o kondycji i własnych możliwościach. To naprawdę wyzwanie dla ludzi zdrowych i silnych. Starsi panowie muszą zadowolić się własnym łowiskiem i wygodną amboną.

9. Podziękowanie

Pragnę podziękować wszystkim kolegom, którzy uczestniczyli w tej wspaniałej przygodzie za opiekę nad ?dziadkiem?.

Dziękuję: Zdzisławowi, Pawłowi, Peterowi, Januszowi, Jankowi, Hubertowi, Bogdanowi, a przede wszystkim Arturowi i Markowi, dzięki którym łatwiej mi było znieść trudy tej wyprawy.

Zb. Goluch